Wszystko
zaczęło się pewnego dnia, gdy słońcu już zachodziło a niebo
zaczęło się robić czarne. Zwierzęta nagle znikły, ptaki nie
ćwierkały, wszelkie dźwięki ogłuchły. Świat stał się
szary, chmury zaczęły się zbierać w jedno miejsce co oznaczało, że
za chwile będzie jakże niebezpieczna burza. Po chwili pojawił się
lekki wiatr, który z każdą sekundą był coraz większy. Midnight
wyszedł z swej jakże pięknej jaskini położonej na na wysokiej
górze z której mógł widzieć dosłownie wszystko. Spojrzał się
na niebo zaczęło padać, czuł że za chwile może stać się coś
złego ale wiedział że musi stawić się temu niebezpieczeństwu
dla dobra watahy.
Deszcz
zaczął lać jak z cebra, ogromne krople deszczu w wielkich ilościach
uniemożliwiły lot Midnightowi. Z oddali zauważył że przez las
mknie szybki ogień, z prędkością światła znalazł się tuż przy
watasze. Midnight zdziwiony jaki wilk mógłby utrzymać tak wielki
ogień przy takim wielkim deszczu szybko pobiegł na dół. Opuszczając górę, trochę przestraszony zaczął się rozglądać we
wszystkie strony, lecz niczego ani nikogo nie było widać. Stanął na
przeciwko wschodniej strony lasu i czekał na atak przeciwnika.
Wyostrzył swe zmysły, głównie słuch i wzrok, po chwili ciszy
usłyszał piski zwierząt w lesie... piski strachu i przerażenia. Jego
oczy zrobiły się wielkie. Już wiedział, że to na pewno on...
Po
chwili zza drzew wyleciał MorderShadow w swym samurajskim, czerwono-złotym pancerzu z koroną o trzech rogach i z czerwonym
kryształem, który dawał mu ogromną moc ognia i wszystkiego z nim związanego. Sprawiało to, że był królem ognia i jednocześnie
najlepiej panującym nad nim wilkiem. Taką samą koronę miał
Midnight, tyle że jego rubin był koloru czystego nieba. Wracając do tego, co się działo, MorderShadow rzucił się na
Midnighta i mimo że walka powinna być wyrównana było widać że
Shadow miał pewną przewagę; stał się silniejszy dzięki
złości, która w nim siedziała. Wszyscy członkowie watahy skryci w
domach usłyszeli dźwięki walki, lecz większość bała się wyjść i stawić czoła przeciwnikowi równemu Midnight'owi. Po chwili samica
Alfa Midgnith'ta przerwała tą walkę.
-Zostaw
go!! - Krzyknęła głośno.
Shadow
widząc że Midnight i tak już jest wykończony, zaprzestał.
Odwrócił się w kierunku samicy alfy.
- Odważna
jesteś. - Powiedział podśmiewając się.
Szedł
w jej kierunku pełny żądzy krwi. Nawet wojownicy, którzy próbowali
go powstrzymać już nic nie mogli zdziałać Już było za późno
na jakikolwiek ratunek. Jedynym wyjściem było wycofanie się.
- Uciekaj!! - Krzyknął
Midnight.
Jego
partnerka postanowiła go posłuchać, wiedząc, że jeśli by tego nie
zrobiła zginęliby obaj, także z łzami w oczach biegła przed
siebie nie patrząc do tyłu. Midnight korzystając z chwili wrócił
w kierunku swojej jaskini by odwrócić jego uwagę, żeby mieć
pewność że jego partnerka przeżyje. Shadow po chwili wyczuł że
Midnight ucieka i szybko wbiegł na jaskinię gdzie mieli stoczyć
ten pojedynek do końca.
- Tutaj
to zakończymy i jeden z nas wyjdzie stąd cały i żywy!! - Krzyknął
Midnight.
- Nie
powiedziałbym że wyjdziesz stąd cały... o ile będziesz
żywy. - Zaśmiał się Shadow.
Używając
swych mocy zaczęli walczyć. Midgnith zaczął władać światłem, czyli
w tej chwili wykorzystał pioruny by osłabić przeciwnika. Shadow
odpowiedział na atak wylewając gorącą magmę z wulkanu, która
obeszła całą jaskinię. Władca ognia by nie dać czasu na
odpowiedź Midnight'owi szybko zapalił swą sierść i z rozbiegu
wbił rogi swej korony w jego potężną jak na wilka klatkę
piersiową. Alfa wymęczony, cały w krwi upadł na ziemię. Shadow
zabrał jego koronę i odszedł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz